niedziela, 23 marca 2014

Ulica Pokątna

Nigdy wcześniej nie robiła zakupów do szkoły sama, zawsze towarzyszyli jej rodzice( którzy teraz nawet nie wiedzą, że mają córkę) lub przyjaciele. Była pewna, że będzie się czuła nieswojo, ale się myliła, ostatnio przywykła do samotności, można nawet ją określić jako typ samotnika. Zeszła do baru i wyszła tylnymi drzwiami, następnie wyjęła różdżkę i stuknęła trzy razy w mur jej końcem. Cegła, w którą zastukała, drgnęła- przekręciła się- ukazała się mała dziura- dziura robiła się coraz większa- w chwilę później stała przed sklepionym, przejściem wiodącym na brukowaną ulicę, która ginęła za pobliskim zakrętem.*
Przed jej oczami ukazał się piękny widok, Pokątna wyglądała jakby wojna, śmierciożercy i ciemna strona nigdy tam nie zajrzała. Ulica tętniła życiem. Dzieci, których było dużo mniej niż kiedyś z uśmiechami na twarzy biegały i krzyczały do rodziców
-Tato wyszedł nowy Nimbus Trzy Tysiące!- czarnowłosy malec, który mocno ściskał ropuchę w ręku nie mógł powstrzymać ekscytacji. Miona uśmiechnęła się na wspomnienie o pierwszej, ukochanej miotle Harry'ego. Gryfonka rozejrzała się i zobaczyła szyld, który zawsze witał przechodniów używających tego samego wejścia co ona: KOTŁY- WSZYSTKI ROZMIARY- MIEDZIANE, MOSIĘŻNE, CYNOWE, SREBNE- SAMOMIESZALNE- SKŁADANE. Ropucha w rękach dziecka przypomniała jej o Krzywołapie, który pewnie teraz poluję na szczury, w którymś z mugolskich śmietników. Postanowiła sprawić sobie nowego pupila. Szła dalej, aż zobaczyła sklep z magicznym stworzeniami. Weszła d o ciasnego i dusznego pomieszczenia, klatki, które było poustawiane pod ścianami były pełne: ropuch, żółwi, ślimaków, królików, kotów, szczurów i oczywiście sów. Rozglądała się i z uwagą przyglądała się każdemu zwierzątku, chociaż od początku wiedziała, że przyszła tu po kota. Przyjrzała się przedstawicielom tej rasy z bliska, były tu : persy, rodyjczyki, dachowce, syjamy i... nagle go zobaczyła, był przepiękny. Piwne oczy się w nią wpatrywały z zaciekawianiem. Sierść tego kota była jakby szara, ale bardziej szlachetna od zwykłej szarości, wyciągnęła rękę, by pogłaskać majestatyczne stworzenie, nie zareagował. Sierść miał w dotyku niezwykłą, jakby bardziej puszystą od normalnej. Spojrzała na tabliczkę przy kojcu:
Kot brytyjski krótkowłosy, liliowy
Maniek
W czym mogę pomóc- spytała starsza pani za ladą, która dotychczas była zajęta papierami leżącymi na biurku.
Emm.... czy ten kot jest mocno żywiołowy?-spytała wskazała pokazując na Mańka.- Wie pani, chodzę do Hogwartu i nie będę miała wiele czasu na długie zabawy..
- Spokojnie- przerwała jej staruszka- Brytyjczyki słyną z lenistwa, są zwykle aktywne pod wieczór i potrafią się zająć sobą. Jedyne co potrzebują to ciepłe łóżko, jedzenie, kuweta i i człowiek, by czasem się poprzytulać.
-Wspaniale- prawie krzyknęła Hermiona. Ten kot był idealny! Nienachalny, słodki i jak każdy przedstawiciel tej rasy- inteligentny. To wszystko czego potrzebuje.- Biorę!
-Jasne, to będzie 12 galeonów.-Miona posłusznie wyjęła z kieszeni pieniądze, przeliczyła pieniądze, które podała kobiecie, a sama wzięła w rękę kojec z Mańkiem „co za idiotyczne imię, no ale Krzywołap swoją drogą też nie było najlepsze...”-pomyślała. I wyszła zadowolona, wszystkie akcesoria zostawiła w chatce Hagrida. Nie była pewna czy wróci z rudzielcem, czy z nowym przyjacielem, ale była pewna, że bez pupila się nie obejdzie. Pośpiesznie wróciła do Dziurawego Kotła, do pokoju 210 i odstawiła kota wraz z kojcem na łóżko. Wyczarowała prowizoryczne miski : z wodą i karmą, a krzesło, które i tak nie było jej potrzebne przetransmutowała w kuwetę. Wróciła na Pokątną, by udać się do księgarni „Esy i Floresy”. Większość uczniów Hogwartu prosiła o pomoc rodziców lub pracowników księgarni, ale ona uwielbiła szukać książek i odkrywać nowe. Po piętnastu minutach szła z o wiele większym stosem niż zakładała zamiast ośmiu ksiąg, kupiła 15, jako lekką dodatkową lekturę. Za wieży książek nie widziała dużo. Ostrożnie stawiając każdy krok, kierowała się ku wyjściu, gdy nagle wpadła na biegnącego mężczyznę. Oboje upadli, Hermiona wylądowała na podłodze, a jej twarz przysłaniały porozrzucane książki. Mężczyzna, który wywrócił się zaraz przy niej, szybko się podniósł i po ocenie sytuacji, stwierdził, że warto zaryzykować i pomóc tej zgrabnej sylwetce z długimi nogami.
-Przepraszam nic Ci nie jest? - uklęknął, odgarniając książki z twarzy nieznajomej
-Nic mi nie jest Zabini, a teraz, gdybyś mógł się odsunąć, bo twój odór czuć nawet spod książek.- Wycedziła przez zęby, powoli się podnosząc
-Granger?! O kurwa, ale jaja-zaczął naśmiewać się ślizgon- Ja tu myślałem, że jakaś zgrabna blondyneczka, która będzie mi wdzięczna za pomoc, a tu... Granger.
-Och zamknij się idioto, nie mam humoru.- Fuknęła ze złością
-Ty lepiej uważaj jak się odzywasz do Prefekta Naczelnego, paniusiu- No tak, Blaise Zabini słynął ze niezmordowanego poczucia humoru, logiczne było, że będzie ciągnął rozmowę dla rozrywki. Ale to co teraz powiedział nie było żartem, W Historii Hogwartu wielokrotnie było wspomniane o rodzie Zabinich jako o rodzie Prefektów.
-Wow, tym to mnie zagiąłeś- roześmiała się perliście, ku jej zdziwieniu on także. Wyciągnął w jej stronę rękę, w geście pomocy, co według niej było już przesadą, miała ochotę uszczypnąć się w rękę.
-Teraz to już chyba przesadziłeś, chyba nie masz zamiaru dotknąć szlamy, co Zabini- Spytała drwiąco
Oj Granger nie narzekaj , nie jestem przecież Dra...
-Nie jesteś kim Diable?- Zza jego pleców rozległ się lodowaty głos. Zabini wiedział, że Smok stosuje ten ton wyjątkowo rzadko. Hermiona zaś przestraszyła się, ale nie chciała ,by oni to zobaczyli.
-Myślę, że on chciał powiedzieć Draco.- powiedziała beztroskim tonem , podkreślając ostatnie słowo, zbierając książki z podłogi
- No tak kogo my tu mamy. Małą, wymądrzała szlama- jednym słowem Granger.- Powiedział powoli tak samo lodowatym głosem.
-Oh Malfoy, zamknij się. Tak się składa...- zaczęła spokojnym tonem
- Co ty do mnie powiedziałaś Granger?- wycedził
-Oh, żebyś na chwilę zamknął swą szlachetną jadaczkę.- powiedziała ironicznie-  Chciałam tylko powiedzieć, że musisz się przyzwyczaić do widoku znienawidzonej szlamy i swojego najlepszego kumpla, bo oboje zostaliśmy mianowani na Prefektów Naczelnych i oboje przyjęliśmy tę propozycje- no z tym ostatnim skłamała, nie miała zamiaru odpisywać do Hogwartu, ale widok coraz bardziej wściekłego Malfoy'a był zbyt bezcenny, by przepuścić taką okazję.
-Oh.. . Więc wybrali, ciebie, no jakoś się..- Zaczął Diabeł, po czym spiorunował go wzrokiem Draco- jakoś się pogodzę z tym, że po codziennym patrolu będę musiał przez godzinę zmywać z siebie szlam.- Dokończył z udawaną odrazą w głosie, lecz Hermiona wiedziała już, że Blaise jest w porządku, ale... nagle stanęła jej przed oczami przyjaciółka ze łzami w oczach i zaokrąglonym brzuchem.
-Spokojnie, ja nie dam się zaciążyć- fuknęła Miona, nagle zmieniając ton głosu i odeszła pewnym i szybkim krokiem

***
Blaise stał jak wryty. Na początku nie do końca zrozumiał co gryfonka miała na myśli, ale poczucie winy, o którym zapomniał przy przyjaciołach nieoczekiwanie powróciło.
-Stary, o co tej kujonicy chodziło?- spytał z lekkim rozbawieniem Smok.
-Nie, mam zielonego pojęcia-powiedział, wpatrując się w Brązowooką.
-Nie gap się tak, jeszcze ktoś pomyśli, że ten  gryfoński tyłek Ci się podoba.-prychnął z rozbawieniem Draco.
Przyjaciele postanowili wyruszyć na poszukiwanie Pans, jak się spodziewali, zagadała się z Madame Maklin, do której udała się, po parę nowych materiałów. Mało kto o tym wiedział, ale ukrytym talentem panny Parkinson było: szycie, tworzenie i wszelkiego rodzaju zabawa modą. Na czwartym roku, gdy była dość zajęta nauką, by pamiętać o Balu Bożonarodzeniowym, dzień przed nim wkradła się do dormitorium Diabła i Smoka, skąd ukradła koszule i krawaty by na przyjęciu pojawić się w pięknej białej sukience z iście ślizgońskimi dodatkami.
Gdy cała trójka upewniła się, że mają już wszystko, udali się do kafejki. Draco i Pansy prowadzili dyskusje na temat nowej autorki w wykazie podręczników. A Blaise nie mógł pozbyć się z głowy wspomnienia Granger, która w jednej chwili drwiła sobie ze Smoka, a w drugiej była gotowa zabić, bo przypomniała sobie co zrobił jej przyjaciółce. Swoją drogą, teraz żałował, że jej nie spytał co u Rudej, pokazałby, że nie jest to mu całkowicie obojętne, no i naprawdę dowiedziałby się co u niej i dziecka. Prawda była taka, że zaskoczyła go tą wiadomością. Zareagował gwałtownie, nie był gotowy. Chciał wrócić, przeprosić, zrobić cokolwiek. Ale było już za późno, musiał chronić honoru, a poza tym co powiedziałby Smok, jego przyjaciele, rodzina? Bękart ze zdrajczynią krwi, z Weasley. Wzięliby to za niesmaczny żart, a nie za coś, przez co Blaise nie może spać i myśleć racjonalnie.

***
Wyszła z księgarni zadowolona z siebie i pewnym krokiem wróciła do Dziurawego Kotła, by nacieszyć się nowym zwierzakiem. Weszła do budynku i poczuła zapach gorącej kawy, nie mogła się oprzeć. Zamówiła duże Mangoccino* i usiadła przy najbardziej oddalonym stoliku i pogrążyła się w rozmyślaniach na temat dwójki slizgonów.
Blaise- zawsze wydawał się jej po prostu kumplem Malfoy'a. Myślała, że jest: wyniosły, złośliwy, cyniczny i przeczulony na status krwi, a okazało się, ze jest po prostu dużym dzieckiem , który zachował się jak dupek.
Malfoy- zmienił się, był jeszcze bardziej oziębły, chociaż chodziły plotki, że serce mu zmiękło od kiedy Wybraniec uratował go w Pokoju Życzeń. Pff.. z tego co widziała jest coraz gorzej, niedługo może zamienić się w swojego ojca, który sobie teraz odpoczywa w Azkabanie. Z wyglądu też się zmienił. Malfoy to Malfoy, ale przystojny zawsze był, a teraz... powojenne blizny, zmęczone oczy, w których tak widocznym był gniew i wstręt skierowany do niej. Kierowany był już od początku nauki w Hogwarcie. Niby ona też się zmieniła i jakby nie patrzeć przybrała parę cech rodem z Slytherinu. Po skończeniu kawy, wybrała się do swojego pokoju, gdzie na łóżku rozkosznie spał Maniek. Rozejrzała się po pomieszczeniu i dopiero wtedy zauważyła, że za szybą siedzi sówka. Miona podbiegła do okna i je otworzyła, ptak od razu wleciał, usiadł na poręczy łóżka i wystawił nóżkę, do której był doczepiony liścik. Brązowooka rozwiązała rulonik i usiadła przy śpiącym kocurze, który przewrócił się na drugi bok, sowa pośpiesznie odfrunęła. Miona skupiła się na pergaminie, który był zapisany nieznanym jej pismem :
Granger, spotkajmy się w barze, na rogu Pokątnej i Śmiertelnego Nokturnu jutro o 22. Proszę nie ignoruj tego. Nic nie mów Wiewiórce.
B.Z
Hermiona była zdziwiona, jeśli się nie myliła to Blaise Zabini właśnie napisał do niej wiadomość, o tym, że mają się spotkać. Niewiarygodne, że Diabeł wierzy, że gryfonka dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego pójdzie z nim do baru, i jeszcze, ze zdoła to ukryć przed przyjaciółką. Nie chodzi o to, że nie umiała dochować tajemnicy, tylko o to, że nie chce mieć przed nią sekretów.
A jeśli to tylko głupi żart ? Jeśli Malfoy wpadł na prze genialny pomysł zrobienia z gryfonki pośmiewiska? Ale z drugiej strony Blaise wydał się jej naprawdę w porządku i może chciał pogadać o Rudej i kłopocie(przynajmniej tak córkę Ginny postrzegała Miona), który sprawił**
Postanowiła. Pójdzie tam, ale rzuci na siebie Zaklęcie Kameleona, jeśli Diabeł przyjdzie sam i jeśli
w ogóle przyjdzie to zrzuci z siebie zaklęcie, jeśli nie po prostu wyjdzie, a oni pomyślą, że nie dała się nabrać. Jej pomysł wydał się tak genialny, że miała ochotę przybić sama sobie piątkę. Dosypała Mańkowi karmę i stwierdziła, że sama nie jadła nic od rana, co nie było żadną nowością, ale poczuła palącą potrzebę zjedzenia czegoś słodkiego. Na szczęście Wybraniec wysyła jej smakołyki z każdego odwiedzonego kraju, więc otworzyła kufer i znalazła pralinki z Francji, które postanowiła skonsumować w wannie, wzięła więc słodycze i udała się do łazienki. Napuściła  gorącej wody, wlała miętowy olejek, rozebrała się i weszła do parującej wanny. Dawno nie czuła się tak rozluźniona i... szczęśliwa. Jak się okazało Hermiona Granger nie potrzebuje przyjaciół, by zaznać szczęścia, potrzebna jest jej tylko jej własna samotnia. Po godzinie, gdy pralinki się skończyły, postanowiła wyjść z wanny. Stanęła tyłem do lustra, a gdy się odwróciła zobaczyła go na swoich plecach: pięknego, rudawo-czerwonego feniksa, który w takich chwilach jak ta miała dawać jej energię do pomocy i wsparciu innych. Teraz uwierzyła, że idąc na spotkanie ze ślizgonem może pomóc nie tylko Blaise'owi, ale też Ginny i temu wypadkowi przy pracy, który przysporzyć jeszcze wiele kłopotów, ale i radości

***
-Diable, co ty tam skrobiesz?- zapytała zaciekawiona Pansy
-Em mmm....muszę napisać dla ojca, że wszystko jest w porządku bla, bla, bla-wydukał Zabini- A ta w ogóle gdzie się podział mój ukochany blondasek ?
-Teleportował się do domu po Whisky. Stwierdził, że przed ostatniej nocy ostatnich wakacji nie spędzi o suchym pysku, aż strach pomyśleć co będzie się działo jutro wieczorem.- zaśmiała się Pansy
-No ta cały Smoczuś, właśnie słuchaj Pans...juro będę musiał coś załatwić, a wiesz jak mooocno Cię kocham, więc proszę zajmij czymś Smoka, żeby go za bardzo nie interesowało gdzie jestem, dobrze, ty moja żabko najśliczniejsza ?- wydukał Blaise siląc się na jak najsłodszy ton.
-Phi- prychnęła niczym kotka- nic za darmo Ty ropuszko moja
-No, dobra co chcesz?- spytał zrezygnowany
-Powiesz mi gdzie i z kim idziesz, albo zadbam o to, by Smok poszedł dokładnie tam, gdzie ty.- Pansy zawsze stawiała na swoim, nawet jeśli będzie to wymagało groźby skierowanej do przyjaciela.
____________________________________________
O to przed państwem Rozdział numer 2, czyli ulica Pokątna. Wszelkie pytania, prośby, uwagi kierujemy na dole w komentarzu pod postem lub tu, zapraszam też do zajrzenia do zakładki gdzie znajdziecie, systematycznie dodawane różne różności o Hp itp itp (tutaj klik)
*Przepisane z KF- to samo robił Hagrid
***Sukienka Pansy, była czymś na kształt tego: 
***Miona nie przepada- i nie będzie przepadać za dzieckiem
*** Mangoccino- najleeepsza kawa w Coffe Heaven
Rozdział sponsoruje mój ukochany kot( tak jest liliowym, krótkowłosym brytyjczykiem :D)
oraz moja znienawidzona pani z matematyki :*(możecie się domyślać, jako kto się pojawi tu xdxd) ilość "*" nie była liczona, bo na szybko, lecę uczyć się z biolii ;c
Inspiracje :inspiracja numer 1    inspiracja numer 2- piosenka Toma Feltona <3

niedziela, 16 marca 2014

Przez klapę w podłodze

Kasztanowłosa gryfonka siedziała w pokoju, w  popularnym „hotelu” dla czarodziei- Dziurawym Kotle. Pomieszczenie, na którego drzwiach widniał numer 210 było jednym z bardziej obskurniejszych miejsc, w których przebywała. Ściany były szare i odrapane, podłoga ze zniszczonych ciemnych paneli, a co większe dziury kryły wyjątkowo obrzydliwe dywany. Z okna przysłoniętego dziurawą, fioletowo-żółtą firanką można było zobaczyć śmietnik i całą rodzinę szczurów zajadającą się resztkami z restauracji mieszcącej się piętro niżej. Mebli było niewiele : połamane łóżko z materacem wypchanym starymi numerami „Żonglera”, biurko było czarne i niezniszczone, wyglądało jak nowe, była pod wrażeniem zadbanego mebla, lecz nie zasiadła przy nim, bo krzesło nie wyglądało na „warte zaufania” nawet teraz, gdy Miona ważyła tyle ile przeciętna 11-latka. 
Brązowooka układała sobie w głowie to co usłyszałam od Rudej.
Ginny po bitwie postanowiła się zrelaksować w świecie mugoli, gdzie zamierzała odciąć się od rodziny, przyjaciół, wrogów.  W zatłoczonym Nowym Jorku nie spodziewała się spotkać nikogo znajomego, niestety... nie tylko ona miała dość zwykłej codzienności. Pewnego dnia, gdy siedziała na schodach *MET, zauważyła znajomą sylwetkę ciemnoskórego ślizgona paradującego po mieście niczym młody bóg w samych bokserkach. Młode mugolki nie mogły od niego oderwać wzroku z powodu równomiernie opalonego i niezwykle wyrzeźbionego ciała. Ruda zaś nie wierzyła własnym oczom, że Blaise Zabini tak po prostu chodzi pół nagi po Nowym Jorku. Postanowiła zażartować ze szkolnego (nie)przyjaciela. Zerwała się z miejsca podbiegła do czarnoskórego, zawiesiła się mu na ramieniu i zmysłowym tonem szepnęła mu prosto w ucho:
-A co by było gdyby ktoś zauważył koniec patyka wystający z kieszeni spodenek.- Rzeczywiście różdzka z dębu była widoczna z odległości paru metrów. Chłopak zerwał się, spojrzał na Rudą i nie wierzył w to co widzi Ginny  „wiewióra”  Weasley, tu, w tak wielkim mieście to właśnie ona musiała go spotkać, czemu to nie jakaś napalona blondynka? Po chwili zastanowienia stwierdził,  że kolor włosów da się zmienić i kontynuował grę.
-Musiałem Cię jakoś zwabić, skoro nie poleciałaś na to- po czym wskazał na swój tors- to już nie miałem pojęcia, co sprawi, że podejdziesz, rudzielcu- Tym ją zagiął całkowicie. Wiedziała, że jest kobieciarzem i takimi tekstami sypie jak z rękawa, ale mimo wszystko jej policzki zrobiły się czerwone. Po chwili stwierdziła, że skoro wojna się już skończyła to oni też mogą zakopać topór wojenny. 
O ile początek opowieści Ginny bł szczegółowy tak, dalszy ciąg wydarzeń nie był już taki jasny.
On myślał o zabawie. Ona o prawdziwym uczuciu. On o wakacyjnej przygodzie. Ona o miłości na całe życie. Potem zostawił ją z brzuchem. Ona była o krok od usunięcia, On cały czas myślał o dziecku, lecz nie o niej. Ona cały czas myślała o nim, lecz nie o córce. On myślał, czy ona wróci do Hogwartu. Ona zastanawiała się, jak zareaguje, jej matka.  Oczywiście Pani Weasley nic nie wie.
Dla Miony nadal nie wiele było jasne, ale  i tak wiedziała, że musi podjąć jakiś krok, by pomóc przyjaciółce. Wtedy do jej okna zapukała malutka brązowa sówka. Była pewna, że to jedna z nowych szkolnych sówek. Nie myliła się. Przebiegła po liście wzrokiem, a z każdym słowem na jej twarz w wkradał się coraz większy ironiczny uśmiech:
HOGWART 
SZKOŁA
MAGII i CZARODZIEJSTWA

~
Szanowna Panno Granger,
Mamy zaszczyt poinformować Panią o zbliżającym się rozpoczęciu roku szkolnego w naszej szkole. Mamy także nadzieję, ze wróci Pani  do odbudowanej i odnowionej placówki, by móc zaliczyć Okropnie Wyczerpujące Testy Magiczne (Owutemy).

~
 Uczniowie siódmego roku powinni posiadać:
-Standardową księgę Zaklęć (stopień 7) Mirandy Goshawk
-Jak pozbyć się Bogina Easter Hatead
-Jak zaprzyjaźnić się z olbrzynani Easter Hatead
wakacje z wampirami Easter Hatead
Rok ze smokami Easter Hatead
Eliksiry dla zaawansowanych Księcia Półkrwi
Mugoloznastwo nie dla każdego Easter Hatead
Numerologia poziom rozszerzony Easter Hatead
~
Mamy zaszczyt także poinformować Panią, że została Pani wybrana na Prefekta Naczelnego, jeśli jest Pani zainteresowana tą propozycją prosimy  o natychmiastowy odzew 
Życzę udanych wakacji
Z wyrazami szacunku

Hermiona nie była zdziwiona zaproponowaną jej „posadą” w końcu od zawsze była „tą” najlepszą... Teraz nie zamierzała żyć tylko nauką i regulaminem szkolnym. I tak zda Owumenty. I tak dostała już propozycje wymarzonej pracy jako Redaktor Proroka, co jej za bardzo nie dziwiło. Była przerażona swoją pychą, a jednocześnie z niej dumna. W ciągu ostatniego roku zyskała parę nowych nawyków : mało spała, mało jadła, piła dużo kawy, udawała, że bardziej ją obchodzą inni ludzie, udawała, że słucha o ich JAKŻE WAŻNYCH PROBLEMACH i zaczęła popijać alkohol. Nie, to nie było popijanie, to nawet nie było picie to było chlanie. Zeszła na dół, do baru zamówiła szklankę Ognistej. Jeszcze jedną. I butelkę. Tak, to był zdecydowanie jej nowy ulubiony nawyk.
(...)
Po wypiciu ponad litra trunku, postanowiła wyjść, na powietrze. Postanowiła przejść się mugolską ulicą. Gdy spacerowała, a słońce paliło w jej plecy osłonięte jedynie cienką, czarną koszulą, która perfekcyjnie komponowała się z jeansowymi szortami, zauważyła szyld z piękną różą, pod którą widniał napis:
Hell to pay tattoos**
Kolor i czcionka(napis miał być krwisty, pod każdym względem- liczą się chęci xd) od razu przypomniały Mionie o literach wyrytych na jej przedramieniu, ręką przejechała po znaku pozostawionym przez zmarłą już panią Lestrange. Brązowooka postanowiła wejść, do wyglądającego naprawdę zachęcającego budynku. Przy wejściu przywitał ją skrzeczący głos.
-Przyszedł klient klient.- wychrypiała na pewno stara już papuga, przypominająca umaszczeniem piór feniksa Faweksa. Zza białej, nowoczesnej lady pełnej papierów wychylił się, przystojny i dobrze zbudowany mężczyzna w  czarnej bluzce z krótkimi rękawami, dzięki czemu Miona mogła przyjrzeć się jego naprawdę licznej kolekcji tatuaży.
-Dzień dobry!- krzyknął rozentuzjazmowany tatuażysta z plakietką przyczepioną do koszulki z napisem: Rob.
Witam- powiedziała pewna siebie gryfonka
-Nie chciałbym zajmować Pani czasu, więc odr razu : czy ma pani wybrany wzór, czy się jeszcze zastanawiamy.. hmm ?
-Myślałam nad feniksem, takim..hm.. takim mitycznym ptakiem na całe plecy.

***

Trójka ślizgonów siedziała w salonie w dworku rodziny Diabła. Posiadłość państwa Zabini była dość imponująca, warto dodać, że była to jedna z pięciu takich. Ogród był wielki i przepiękny wszystko było ograniczone do zieleni, czerni i srebra. Kamienna dróżka, która wiła się od bramy do drzwi wejściowych, była w kształcie węża. Piękne zielone drzewa i krzewy były niby chaotycznie porozrzucane po ogrodzie, gdy tak naprawdę pełniły rolę „ kącików”. Za domem znajdowało się pięć wielkich i rozłożystych drzew, pod którymi można było się schować i    spędzić cały dzień rozkoszowaniem się samotnością, co było częstym zajęciem Diabła, gdy akurat nie pił. Po wejściu do dworku w oczy się rzucały, wielkie czarne schody prowadzące na górę. Na prawo od nich wisiało wielkie drzewo genealogiczne Zabinich, na których dało się znaleźć także Blacków i Malfoyów, na lewo zaś znajdowała się wielka kuchnia, w której urzędowały skrzaty, za jej drzwiami znajdował się ogromny i robiący wielkie wrażenie salon. Ściany były szmaragdowe, meble czarne, a wszelkie dodatki srebrne, jak to wypadało rodzinie, z korzeniami Salazara Slytherina. 
Waśnie otrzymali listy z Hogwartu, gdzie wszyscy już za tydzień mieli wrócić. Diabeł i Smok naśmiewali się z posady zaproponowanej temu pierwszemu, a Pansy zastanawiała się nad dość dziwnym nazwiskiem nowej autorki: Ester Hatead. Ślizgonka była dobrą, mądrą i zawsze gotową do chłonięcia wiedzy uczennicą, a była pewna, że w żadnej książce nie znalazłaby chociaż malutkiej wzmianki o pisarce.
-Draco, jeśli się tym nie podzielisz będę musiał dać Ci szlaban- dopiero krzyk Zabiniego wyrwał Pansy z zamyśleń. Spojrzała na przyjaciół i nie wierzyła własnym oczom. Smok trzymał w ręku wielką, co najmniej stuletnią butelkę Ognistej, którą najprawdopodobniej dyskretnie wykradł z klapy pod podłogą w kuchni Malfoy Manor.(kryjówkę tą odkryli mając 13 lat oprócz licznych trunków znajdowało się tam wiele skrzyń ze skarbami    rodziny Draco.)  Zaś Diabeł klękał przed blondynem jednocześnie wymachując groźnie ręką.
-Ojej, Pans słyszałaś? Jeśli wychlejemy wszystko sami będziemy musieli sprzątać kibel Panu-Nic-Dobrego-Nigdy-Nic-Nie-Zrobiłem-Ale-I-Tak-Jestem-Prefektem-Naczelnym-Bo-Tak-Zabinim-Wypada..
-Oj Smoczek jest zazdrosny, bo nie ma świecącej plakietki, biedaczek- powiedziała czarnowłosa z udawaną troską w głosie- spokojnie, złoty Ci nie pasuje, to tak jakbyś musiał nosić krawat gryfonów.-wzdrygnęła się wymawiając ostatnie słowo. 
Dalszy ciąg wydarzeń jest łatwy do przewidzenia. Pili, świętowali i poszli spać, nie spodziewając się przykrości dnia następnego.
Pierwszy obudził się właściciel najmocniejszej głowy, czyli Draco. Obudził się w wannie z żółwiem na rękach. Nie był to pierwszy raz, gdy zabawili się u Zabiniego, więc nie był zdziwiony, że Tutek spokojnie leży wraz z nim. Większe zdziwienie blondyna spowodował widok półnagiego przyjaciela śpiącego na przewróconej umywalce, z której tryskała ciecz o bliżej nie znanej barwie. Z ogromnym bólem głowy, odłożył Tutka do akwarium i wsadził głowę pod zlew w kuchni i pewnie zastygłby w takiej pozycji przez dobre parę minut, ale usłyszał ciche pyknięcie, które oznaczało że ktoś teleportował się do domu. Z nadzieja, że państwo Zabini nie wrócili za wcześnie odwrócił się w stronę źródła dźwięku i ku swojej uldze ujrzał roześmianą Pansy trzymającą w ręku papierową torbę. Nie wyglądała jak powinna. Jej oczy nie były zaspane, cera była blada, jak zawsze. 
-Co, aż tak zdziwiony, że nie stoczyłam się z wami?- zaśmiała się ślizgonka
-Wcześnie wstałaś, co?-mruknął od niechcenia Draco. Wyglądała łdnie, jak zawsze i gdyby nie odór alkoholu stwierdziłby, że zostawiła ich wczoraj po kieliszku- Liczę, że zakupy pochodzą z apteki na Pokątnej?- spojrzał  na przyjaciółkę błagającym tonem.
-Łap!- rzuciła mu szklaną buteleczkę z eliksirem na ból głowy. Niestety, Smokowi wzrok płatał figle i widział 4 lecące w jego strony butelki i nie zdążył się zdecydować, która to ta prawdziwa. Butelka rozbiła się na podłodze z głośnym trzaskiem, a zawartość się wylała.
-Cholera.-mruknął Blondyn. Pansy wyciągnęła różdżkę i pozbierała kawałki szkła z podłogi, a substancje usunęła z posadzki. Było już za późno odgłos tłuczonej butelki obudził Diabła. Czarnoskóry powoli trzymając się poręczy schodził ze schodów, mrucząc coś o nieudacznikach, którzy mu demolują dom. Nie zaszczycając przyjaciół wzrokiem przeszedł do garderoby, by po paru sekundach wyjść „ociekając zajebistością” jak to skwitował patrząc na siebie w lustrze. Ubrany był w zwykłe ciemne spodnie i czarną koszulę. Smok postanowił pójść za przykładem przyjaciela i udał się na górę, gdzie nadal leżała jego nierozpakowana walizka. Ubrał się w jasne jeansy i zwykły podkoszulek, po czym udał się do łazienki. Spojrzał w lustro i dopiero zdał sobie sprawę, że nie jest tą samą osobą co kiedyś. Jego wzrok był zmęczony, a blizny na twarzy nie były w żaden sposób atrakcyjne. Parodniowy zarost był seksowny, ale czternastodniowy, już na pewno nie. Postanowił coś z tym zrobić: umył włosy, ogolił się, a przy pomocy czarów zminimalizował widoczność worów pod oczami i blizn. Gdy wyszedł   do przyjaciół, którzy beztrosko objadali się naleśnikami, czuł się i wyglądał zupełnie inaczej. Teraz o wiele bardziej przypominał Księcia Slytherinu, którym zawsze był. Pansy i Zabini spojrzeli na niego uśmiechając się i wymieniając porozumiewawcze spojrzenia. Już od dawna martwili się o Smoka, byli pewni, że parę wesołych dni z nimi przypomni mu kim jest i się nie mylili. 
Po skończonym posiłku trójka ślizgonów postanowiła wybrać się na zakupy, oczywiście na Pokątnej.

***

Po pięciu godzinach spędzonych w towarzystwie Roba, miłego tatuażysty, który jak się okazało ma żonę i dwójkę dzieci: Sama i Larę, Miona wyszła z uśmiechem na twarzy i feniksem na plecach. Gdy Rob zadawał jej pytania czemu akurat ten wzór wybrała, bredziła coś o zafascynowaniu książkami fantasy, ale tak naprawdę wiedziała z wielu magicznych książek, że feniks był symbolem :odrodzenia, poświęcenia,  nadziei i wytrwałości. A te cztery przymioty miały być dokładnym odzwierciedleniem jej samej.
Odrodzenie- Ona sama się odrodziła. Powstała jak feniks z popiołów. Stała się inną, nie gorszą, nie lepszą osobą. 
Poświęcenie- zamierzała całkowicie oddać się opiece nad ciężarną przyjaciółką. Będzie łamała regulamin(o zgrozo co się stało z „We could all have been killed – or worse, expelled”***), jeśli tylko to będzie potrzebne by chronić i pomagać Rudej.
Nadzieja-Tą ma każdy, a ona jako już duchowy wrak człowieka potrzebowała jej najbardziej, choć wierzyła w nią najmniej. Kiedyś wierzyła w moc: Chcieć to móc”, a teraz... cóż była zbyt słaba. Zbyt  słaba, by uwierzyć, że coś, a może ktoś jeszcze może ją uratować.
Wytrwałość-  tego potrzebowała w trzymaniu się nadziei, w poświęceniu Ginny i przy byciu sobą.
Dla innych ptak na jej plecach był Pięknym mistycznym stworzeniem, dla niej symbolem nowego, lepszego początku.
Po wyjściu z salone, wróciła do hotelowego pokoju i postanowiła się „ogarnąć”. Została w czarnej, przewiewnej koszuli i szortach. A włosy, które odkąd schudła były o wiele łatwiejsze w ogarnięciu( znacznie się przerzedziły ;c ) związała je w ciasny kok, dzięki czemu wyglądała... bardzo dobrze. Musiała to przyznać, że wyładniała. Musnęła usta czerwoną szminką i postanowiła zrobić zakupy do szkoły, oczywiście na Pokątnej.
________________________________________

*Metropolitan Museum of Art


**Salon tatuaży w Londynie
***Sławne zdanie Miony z Kamienia Filozoficznego : "Mogliśmy wszyscy zginąć, lub co gorsza mogliśmy zostać wylani"-tłumaczenie z oryginalnej wersji.
Z rozdziału nie jestem zadowolona,bo mała się dzieje, a nadmiar alkoholu to wina maratonu z Kac Vegas, przepraszam. Mało się dzieje, ale będzie lepiej , chyba.




niedziela, 2 marca 2014

Prolog

Wrócił. Zapomnieli o nim. On nigdy nie zapomni. Na Pokątnej nie czuł się już tak jak kiedyś,czuł się zapomniany, może to przez niesamowitą energię i radość, która teraz panowała w sercu każdego czarodzieja, może to z powodu już nie wyglądającej idealnie twarzy, teraz nie wyróżniał się tym łobuzerskim uśmiechem, błyskiem w oku i perfekcyjną cerą. Był blady, wiecznie zmęczony, oczy piękne, szare, ale jakby za mgłą, włosy przerzedzone, a wieczny artystyczny nieład nie wprawiał żadnej dziewczyny w zachwyt, liczne, zbyt liczne blizny na ciele, rękach, twarzy i  w sercu tak starannie chowane za maską obojętności, którą nosił od 6 miesięcy. 
Nagle małe, roześmiane dziecko przebiegło przed nim, nie mógł oprzeć się myśli, że mógł torturować, znęcać się, a może nawet zabić jego rodzica, ciocie, starsze rodzeństwo, lub zrobić cokolwiek co mogłoby je skrzywdzić.  Nie chciał już tak żyć, dlstego przyszedł na wiecznie zatłoczoną teraz ulicę, chciał pokazać się ludziom. Udowodnić, że Książę Slytherinu, po upadku podniósł się z godnością i ma zamiar wrócić na tron. Nie będzie już taki obojętny, nie będzie bawił się uczuciami innych, ale będzie miał kontrolę, nie pozwoli sobie zapomnieć o pewnym znaku, które nosił na lewym przedramieniu. Nie mógł zapomnieć, tak się nie da, po prostu się nie da. Zbyt dużo bolesnych wspomnień, myśli.
-Draco!- usłyszał tak dobrze znany kobiecy głos, który wyrwał go z przemyśleń, spojrzał na jego właścicielkę, a jego twarz się rozpromieniła


***
Siedziała w ulubionej kawiarence na przedmieściach Londynu czekała na przyjaciółkę, która z pewnością znów pokłóciła się z ciągle rozdrażnionym Ronem. Odgarnęła włosy i poprosiła o dwie duże kawy oraz dwa kawałki czekoladowego ciasta. Była zdenerwowana, chciała zwierzyć się przyjaciółce. Najgorsze jest to, że musi powiedzieć jej całą prawdę, prawdę o wakacjach spędzonych z pewnym ślizgonem. Czy żałowała ? Sama tego nie wie. Czy go kochała? Z pewnością nie. A może... Nie teraz na to czas, teraz musi powiedzieć prawdę i przestać w końcu kryć się za osłoną zbudowaną z kłamstw.
-Ginny!-usłyszała aksamitny głos przyjaciółki. Uniosła głowę i zobaczyła od tak dawna oczekiwaną twarz. 
Hermiona Granger zmieniła się po wojnie, schudła, nie tryskała już życiem i nie starała się tego zmienić. Pasowało jej trzymanie się na uboczu nie dawała poznać swojej nowej twarzy, która nawet ją przerażała swoim egoizmem i poczuciem wyższości nad innymi nawet nad własnymi przyjaciółmi. Nie pokazywała tego, próbowała siedzieć cicho, nie przebywać wśród ludzi. Bała się powrotu do Hogwartu: wiecznie roześmiani uczniowie i nauczyciele, którzy będą jej narzucali własny tok myślenia. Bała się przebywania wśród zbyt dużej ilości ludzi, którzy myślą, że ją znają. Może znali, ale przed wojną. Teraz wszystko się zmieniło, nie będzie już tak entuzjastycznie podchodziła do nauki, spotkań z przyjaciółmi, czy chociaż wstawać z uśmiechem, myśląc o nowym dniu w starych murach. Myślała o tym ,czy wszyscy przeżyli wojnie tak bardzo jak ona. 
Wiedziała, że Ginny spędziła lato z jakąś wakacyjną miłością, Ron, z którym oficjalnie była, ale nic do niego nie czuła, stał się dość nerwowy. Harry, zaś wyjechał w poszukiwaniu „samego siebie” jak to stwierdził w ostatnim liście. Wiadomości od Wybrańca przychodziły regularnie i opowiadały o krajach, które kolejno odwiedzał: Francja, Portugalia, Hiszpania, Bułgaria, Turcja, Grecja, Rosja i Niemcy. Brakowało jej go, ale wiedziała, że ta wyprawa jest mu potrzebna.
-Miona!-Ruda zerwała się z krzesła, podbiegła do przyjaciółki i uścisnęła ją, Hermiona odwazamieniła ten gest. Dopiero teraz Miona zauważyła zaokrąglony brzuch Rudej. Spojrzała wymownie na młodszą koleżankę. Ta tylko spuściła wzrok i wróciła do stolika, Koleżanka osiadła naprzeciwko niej i w milczeniu zaczęły pić, wcześniej zamówioną przez Ginny kawę.
-To przynajmniej powiedz kto był taki ważny, że nie mogłaś się spotkać.- Nie wytrzymała napięcia Hermiona.
***
-Pansy!-Krzyknął, uśmiechając się w stronę ślizgonki. Pansy Parkinson od zawsze była jego przyjaciółką i to ona pomogła mu wykręcić się ze szponów Śmierciożerców, choć na pewien czas. Dziewczyna zmieniła się podczas wakacji: wyszczuplała, a nawet wyładniała,a może nie widział jej już tyle, że nie pamiętał jak wygląda ?
Pansy rzuciła się na Dracona i się wtuliła w swojego jedynego przyjaciela, koleżanek nie miała, były dla niej zbyt...nijakie. Łatwo zdominowała inne, zbyt nie wyróżniające się z tłumu ślizgonki. Dlatego była uważana za „królową” tępych idiotek z Slytherinu. Kto ją poznał, kto z nią choć raz (w normalnej atmosferze) rozmawiał, wiedział, że taka nie jest, była inteligentną zawsze mającą coś do powiedzenia dziewczyną, uwielbiającą żarty i różnego rodzaju „ psikusy”.
Gdy się od siebie oderwali, zaczęli dyskutować na temat w miejsca, w którym spędzą popołudnie, zanim udadzą się do Blaise'a, gdzie mieli spędzić ostatni tydzień wakacji.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Prolog, jak prolog- nie powala. Teraz się śpiszę, więc się nie rozpiszę, ale mam nadzieję, że pozostawicie po sobie jakiś ślad

środa, 26 lutego 2014

Witajcie

Ja(Cyzia), mam zaszczyt powitać Was(jeżeli ktokolwiek tu jest) na moim pierwszym blogu Dramione. Pomysł wziął się z miłości do Draco i zafascynowania całym magicznym światem od... zawsze. Ponieważ staram się być dobrą uczennicą i nieco bardziej przykładać się do nauki rozdziały będą pojawiały się co 2 tygodnie,a o wszelkich zmianach będziecie informowani :). Prolog pojawi się 2 marca, o godzinie 18. Mam nadzieje, że ktokolwiek kto przeczyta dzisiejszego posta zajrzy tu w niedziele, a także już teraz zostawi ślad po sobie w postaci komentarza tu lub w Pokoju Życzeń. Jeśli interesuje Was kontakt priv to piszcie na: cyzia.malfoy@gmail.com